Baba Kamzik 2018 – krew, pot i … upał
|
Pod koniec kwietnia ponownie wystartowałem w ultramaratonie Baba Kamzik (53 km, 1700 m przewyższeń) w Małych Karpatach. Tym razem nie przygotowałem się specjalnie do tego startu traktując go jako jeden z treningów przed górskimi wyprawami. Nie odpoczywałem przed startem i kontynuowałem cotygodniowe treningi siłowo-wytrzymałościowe.
Jak na CSOB maratonie dołączył do mnie Tomek i Gosia, jednak tylko Gosia startowała w zawodach ponieważ Tomek odpoczywał po 100 km ultramaratonie tydzień wcześniej. W tym roku pogoda dopisała, słoneczny dzień z nadspodziewanie ciepłymi temperaturami 30 C.
Zaraz po starcie nie byłem w stanie narzucić szybszego tempa, czułem ciężkie nogi. Może przebiegnięcie 25 km dzień wcześniej nie było najlepszym pomysłem Pierwszy puntk na 11 km osiągnąłem po 01:05:06. Po krótkiej przerwie i posiłku odzyskałem siły na około godzinę. W miarę jak wspinałem się na wzgórza również temperatura szła do góry co negatywnie wpływało na moją wydajność. Następny punkt na 26 km osiągnąłem po 02:40:01.
Po kolejnej przerwie biegło mi się coraz lepiej do 38 km gdy wydarzyło się nieszczęście. poślizgnąłem się na błocie nieopodal jednego ze strumyczków i przewróciłem na kamienistą ścieżkę obcierając kolana i łokieć.
Na stacje Bieły Kriż na 41 km dobiegłem w 04:37:20 gdzie rtownicy przymyli moje rany i już wolniej kontynuowałem bieg a ostatnie kilometry maszerowałem.
Ostatecznie zająłem 99 miejsce z 188 osób które ukończyły bieg z czasem 05:59:46. Był to gorszy rezultat niż rok wcześniej, mimo to jestem zadowolony. Dziekuję Tomkowi i Gosi za wsparcie i pomoc.