Tetnuldi – część 1

dscn1255zPo kilku dniach aktywnego wypoczynku i zwiedzania Gruzji musiałem się rozstać z znajomymi wracającymi do Polski po zdobyciu Elbrusa. Drugi cel wyprawy – trudniejsza technicznie góra Tetnuldi 4858 m czekała na nowych zdobywców. Tak trudne zadanie wymagało zespołu. Oprócz Agnieszki, która towarzyszyła mi na Elbrusie, przyleciały do nas z Polski Iza i Gosia z Klubu Wysokogórskiego Olsztyn. Dołączył do nas także gruzin Vakhtang. Z Tbilisi razem udaliśmy się do miasteczka Mestia w regionie Svanetia. Jazda trwa 8-10 h. Końcowy etap wiodący krętymi górskimi serpentynami oraz wykutymi w skale tunelami dostarcza wspaniałych widoków i emocji.

Następnego DSCN1205zdnia wyruszamy w góry. Wynajętym samochodem terenowym docieramy na wysokość 2700 m. Opuszczamy drogę budowy wyciągu narciarskiego i przytłoczeni plecakami zagłębiamy się w zielone łąki. Pasterskie ścieżki prowadzą nas przez okoliczne doliny do tej właściwej gdzie na wysokości 3000 m nieopodal strumienia rozbijamy namioty i udajemy się na rozpoznanie dalszej trasy. Wśród kamieni i pól śnieżnych odnajdujemy czekan Black Diamonda, co przyjęliśmy jako dobry omen.

Rano pozostawiliśmy ukryte w kamieniach lekkie buty podejściowe oraz część zapasów. Nasza trasa wiedzie początkowo wśród rozległego piarżyska usłanego głazami wielkości od piłki do małego domu. Ścieżka nie jest już widoczna – kierujemy się od jednego do drugiego kopczyka kamieni znaczącego trasę. Następnie stromym i ośnieżonym źlebem docieramy na przełęcz na 3300 m i zatrzymujemy się na krótki postój. Spotykamy tam grupę Polaków schodzących ze szczytu. Po wymianie informacji i krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Strome skalne podejście pełne osuwających się kamieni szybko męczy i spowalnia naszą wspinaczkę. Późnym popołudniem docieramy na skraj lodowca na wysokości około 3700 m. Zajmujemy wolne platformy pod namioty i wykopujemy w skale źródełko lodowcowej wody.

DSCN1219zO brzasku ruszamy w dalszą drogę póki słońce nie rozgrzało lodowca. Związani liną mozolnie pokonujemy stromy lodowiec poprzecinany licznymi szczelinami. Około południa docieramy na śnieżną grań, gdzie kopiemy platformy pod namioty i rozbijamy ostatni obóz. Mamy wspaniały widok na grań szczytową i zachodnią ścianę oraz seraki (ogromne nawisy lodowo-śnieżne), których fragmenty co kilka godzin z wielkim hukiem odrywają się i powodują małe lawiny. Mimo wysokości słoneczna pogoda i słaby wiatr sprawiają, że jest całkiem ciepło – około 0. Po obiedzie i odpoczynku udaje się na krótki samotny spacer po okolicy. Idę po porannych śladach gładkim śnieżnym polem kilkadziesiąt metrów od namiotu, gdy nagle tracę grunt pod nogami i w ułamku sekundy zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa – szczelina!

DSCN1201z DSCN1211z DSCN1217z DSCN1223z DSCN1227zDSC04835zDSCN1235z dscn1241z dscn1245z DSCN1246z _DSC0544zdscn1250z dscn1254z dscn1257z DSCN1296z

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *